Te kartki są mi tak drogi jak sam Bóg i całe moje życie. Nie kiedy już je zapiszę, ale kiedy między tymi słowami znajdę się w końcu jakąś mądrość. Są także moimi powiernikami. Mogę tutaj się wyrażać, mogę być sobą, mogę skakać i latać, a nawet przewracać się na drugi bok, pisać takie głupoty, że głowa mała, mogę to wszystko. Nikt mi nie zabroni, nic się nie stanie, nic a nic, nikt nie zrujnuje moich planów. Teraz napiszę słowo klucz, o proszę właśnie je napisałem: słowo klucz i znowu!
To cudowne. Tylko kiedy piszę jestem tu i teraz, kiedy czytam to co napisałem zaczynam analizować, ale kiedy piszę to jest pełen żywioł, nic mnie nie powstrzymuje od pisania tych głupot, co najlepsze nikt ich nigdy nie przeczyta!
Czuję spokój i się relaksuję gdy piszę. Uwalniam się, tak po prostu, nie jestem nieudacznikiem, jestem kimś! Kim jestem? Wedle moich mniemań nikim, wedle Boga wszystkim, a wedle opinii innych ludzi jestem pośrodku między Bogiem, a nikim.
Piszę bo mogę, bo nic nie muszę, tak odpoczywam, tak mój mózg się regeneruje. Szkoda mi tylko tych kartek, bo marnieją na takie głupoty, ale powiedzmy że to jest mój luksus, pisać to mój luksus, nie na komputerze, ale tak o, pisać długopisem po kartce, najlepiej w ogóle byłoby piórem, ale to jest już frykas, na frykasy przyjdzie jeszcze czas, ale nie teraz, teraz tylko spontaniczne poprawianie sobie humoru.
Co właściwie robią ludzie ze swoimi myślami kiedy nie piszą? Czy oni cały czas siedzą w tej mętnej wodzie swoich rozmyślań? Zwoje mózgowe im się zacinają, a oni w tej wodzie bez namysłu trwają - dziwne.
Tak, och, jakaż wolność móc tak krytykować innych i nie patrzeć na siebie. W końcu, zemścić się za wszystkie uprzejmości czynione po drodze w ciągu dnia. Taak, jestem wściekły na Mamę i Babcię za to, że nie umieją rozmawiać i mnie ze spokoju ducha wytrącają. Oh, już lepiej! Na te wszystkie karetki za oknem cały czas hałasujące, jak ja ich znieść nie mogę, też mnie wkurwiają i ci kierowcy, którzy co nie umieją jeździć i cała ta ferajna, co presję na mnie wywiera. Czasem bez świadomości swojej, sam tylko ich uśmiech mnie czasem denerwuje.
Tyle we mnie złości - raz jeszcze, że nie mam normalnego domu, że nie wiem skąd sie wziąłem, że mam za duże ambicje, że jedyną drogą do osiągnięcia stanu Nirvany to codziennie to wszystko znosić i jeszcze się uśmiechać!